15 komentarzy = nowy rozdział.
Wstałam dziś bardzo wcześnie. Chodziłam po mieszkaniu cała zdenerwowana. Nie miałam nic, czym mogłabym na chwilę się zająć. Nie wiem, co robiłam przed urodzeniem Loren. Bez niej jest tu zbyt pusto. Przez co zaczynam wariować w tym domu. Powolnym krokiem poszłam do kuchni, zaparzyć trzecią już dzisiaj kawę. Chwilę potem do moich uszu dobiegło ciche pukanie. Niepewnie podeszłam do bukowych drzwi, schowałam kosmyk opadających włosów za ucho, po czym usłyszałam ponowne pukanie. Nacisnęłam ręką, metalową klamkę, przez co ujrzałam osobę, której w ogóle się nie spodziewałam.
- Perrie?
Blondynka spojrzała na mnie spod jej gęstych, czarnych rzęs, posyłając mi słaby uśmiech. Stałyśmy w milczeniu. Nie wiedziałam, co mam powiedzieć. Moja dawna przyjaciółka oskarżyła mnie o zostawienie Louisa, a teraz sama przyszła do mojego domu. Może się dowiedziała?
- Chcesz wejść? -spytałam, opierając się o drzwi.
W wypowiedzi dostałam tylko nieśmiałe skinienie głową. Otworzyłam szerzej drzwi i odsunęłam się krok do tyłu, żeby blondynka miała więcej miejsca. Co prawda mój dom nie należał do małych, ale przedpokój był strasznie wąski. Poprowadziłam Perrie do salonu, wskazując miejsce na kanapie.
- Chcesz coś do picia? -spytałam, patrząc jak Perrie zajęła miejsce na kanapie.
- Wodę, jeśli można -odpowiedziała z pewniejszym uśmiechem.
Wciągu trzech minut wróciłam do pokoju niosąc dwie szklanki wody. Dziewczyna podziękowała mi, po czym zamoczyła swoje usta w cieczy.
- Perrie? -dziewczyna popatrzyła na mnie. -Nie chcę być niegrzeczna, ale, po co przyszłaś? Wydaje mi się, że dałaś mi jasno do zrozumienia, że nie chcesz mnie widzieć.
- Masz rację. Nie chciałam. Byłam na ciebie zła i to bardzo. Nie tylko o to, że zostawiłaś Louisa, ale o to, że zostawiłaś mnie. Nie dawałaś o sobie żadnego znaku życia. Byłam zmartwiona. Nikt nie chciał mi nic powiedzieć, co się z tobą dzieję. Wszyscy unikali tematu o tobie. Wiem, że nie powinnam na ciebie podnosić głosu, ale zrozum, gdy cię zobaczyłam, miałam mieszane emocje. Z jednej strony się cieszyłam, a z drugiej nienawidziłam.
Perrie ma rację. Nienawidzę jak ktoś ma rację, a ja nie. Cholerne poczucie winy mnie dotknęło. Nie powinnam jej zostawiać, ale nie myślałam, wtedy racjonalnie. Nawet nie zauważyłam, gdy łzy zaczęły płynąc z policzków na moje chłodne ręce.
- Przepraszam cię Perrie, ale musiałam uciec, nie mogłam znieść myśli, że Louis mnie rzucił. Chciałam być jak najdalej od niego i od jego przyjaciół.
- Alice, przecież jesteśmy również twoimi przyjaciółmi -przytuliła mnie.
- Tak, ale... -zaczęłam cicho płakać.
- Już jest dobrze, Alice. Wszystko wiemy, co Louis zrobił.
Niespodziewanie wtuliłam się w Perrie. To jest dziwne uczucie, które teraz mnie otacza. Być w uścisku przyjaciela, z którym tak długo nie rozmawiałaś. W głębi duszy widziałam, mały promyczek, gdzie nasza przyjaźń może zostać odbudowana.
- Alice?
- Tak?
- Już nigdy nie uciekaj -powiedziała, przytulając mnie mocniej.
Przestając już płakać spojrzałam na zegarek.
- Cholera!
- C-Co? -spytała Perrie.
- Za godzinę, mam się spotkać z Louisem.
- I tylko, dlatego krzyknęłaś "cholera" -zaśmiała się.
- Tak, bo muszę się ubrać -poszłam szybko w stronę pokoju.
- Mam rozumieć, że specjalnie szykujesz się dla Lou? -spytała, opierając się o framugę.
- Nie, po prostu chcę się pokazać z jak najlepszej strony, czyli takiej, że nie jestem zdesperowaną mamuśką -posłałam jej niewielki uśmiech.
- Wmawiaj sobie co chcesz. A teraz pokaż swoje ubrania -podbiegła do mojej szafy, po czym zaczęła ją przeglądać.
- Boże, nosisz ubrania jak stare babcie -skomentowała.
- No dzięki, Perrie -powiedziałam urażona.
- To jak wyjaśnisz to? -pokazała moją szarą, biznesową spódnicę.
- To są moje ubrania biznesowe -wyrwałam jej spódnicę z rąk i schowałam do szafy.
- W takim razie, gdzie są ubrania, na co dzień? -podniosła brwi.
- W tej komodzie -wskazałam na komodę, stojącą pod oknem.
Perrie nie czekając dłużej, szybkim krokiem podeszła do komody, otwierając wszystkie półki.
- Wreszcie coś normalnego. W ogolę nosisz to? -pokazała na szarą, prześwitującą bluzkę.
- Nie, nosiłam to, zanim urodziłam Loren. Teraz nie wypada.
- Czemu nie wypada? Jesteś młoda, co z tego, że masz dziecko? Powinnaś ubierać się nadal młodzieżowo, a nie jak stare kobiety.
- Ani trochę mnie nie przekonałaś -uśmiechnęłam się w jej stronę.
- Chcesz pokazać się Louisowi, po trzech latach w ubraniu babci? Jak chcesz możemy wpaść do mojej jestem pewna, że ci coś pożyczy z jej kolekcji spódnic.
- Dobra, daj tą bluzkę -powiedziałam niechętnie.
- O i weź te dżinsy -rzuciła we mnie.
W niecałe dziesięć minut wróciła do Perrie.
- No, w końcu wyglądasz przyzwoicie -poruszała w śmieszny sposób głową -Muszę cię jeszcze pomalować -pisnęła.
Do piętnastej zostało mi dziesięć minut. Louis mnie zabiję. Szybko wsiadłam do samochodu i odjechałam z piskiem opon.
Widziałam go. Stał oparty o barierkę na placu zabaw. Na jego twarzy jak zwykle widniał szeroki uśmiech. Nadal niepewnie szłam w jego kierunku. Nie wiem, co się stanie. Boję się. Najchętniej bym teraz uciekła. Będąc już w połowie drogi, usłyszałam wołającą mnie Loren. Dziewczynka pobiegła w moją stronę, powodując, że Louis zobaczył mnie po raz pierwszy od trzech lat. Patrzył na mnie od dołu do góry, natrafiając na moje oczy. Loren pociągnęła mnie w kierunku Louisa. Stałam od niego tylko dziesięć centymetrów. Byłam przerażona. Żadne z nas nie odezwało się. W końcu postanowiłam, że to ja zacznę rozmowę.
- Dziękuję, że się nią zająłeś -powiedziałam nieśmiało.
- Nie ma sprawy, w końcu to też moja córka -odpowiedział uśmiechem.
- Powinnyśmy już iść, dziękuję -powiedziałam, po czym chwyciłam za rączkę Loren i szłyśmy w kierunku mojego samochodu.
- Alice! poczekaj -krzyczał za nami Louis, powodując, że ja przyśpieszyłam.
- Poczekaj -chwycił mnie za ramiona.
- Musimy już iść
- Nie kłam, znam cię. Chcę, po prostu porozmawiać, nie widzieliśmy się trzy lata.
Wszystko we mnie pękło. Mur dzielący mnie od wściekłości zburzył się.
- To głównie twoja wina, że nie widzieliśmy się trzy lata. Tak dla przypomnienia, to ty mnie, nas zostawiłeś.
- O co ci teraz chodzi? Bo nie rozumiem?
- O co? Zostawiłeś nas, bez niczego. Zostałyśmy same. Nie miałam dokąd iść. Rodzice nie chcieli mnie przyjąć. Mało co nie wylądowałam pod mostem, a ty się pytasz, o co mi chodzi? To ci powiem. Kochałam cię. Myślałam, że ty też, ale jak widać byłam w błędzie.
- Przepraszam!
- Już jest za późno na przepraszam -powiedziałam, odchodząc.
- Chcę opiekować się Loren!
- C-co?
- To, co słyszysz. Chcę, żeby mieszkała u mnie.
- Słyszysz sam siebie? Po trzech lata przypomniałeś sobie, że masz dziecko?
- Tak czy inaczej, Loren ma mieszkać u mnie. Inaczej...
- No, co inaczej?
- Pójdę do sądu, o pozbawienie cię praw do niej.
- Nie zrobisz mi tego -powiedziałam zdenerwowana.
- Zrobię.
- Myślisz, że sąd przydzieli ci prawa do Loren, po tym jak przez trzy lata nie interesowałeś się nią? Nie rozśmieszaj mnie Louis.
- Tak, ale zauważ, że jestem sławny, mam mnóstwo kasy i mogę zapewnić Loren wszystko, a wiem też od Loren, że ty wszystkiego jej zapewnić nie możesz. No, chyba że zrobisz z siebie dziwkę Jay'a albo Nathan'a.
To był cios poniżej pasa. Jak on mógł być taki podły. On jest sławny, a ja nikim? A kiedyś mówił, że to nie jest wcale ważne. No właśnie teraz widzę. Mimo wszystko ma rację. Ja jej nie mogę wszystkiego zapewnić.
- Loren idziemy, a ty zapomnij o niej!
Od Autorki: Helloł. Dużo nie mam dziś do napisania. Limit jak zwykle. W "Polecanych" umieściłam kilka blogów. Nadal możecie się tam zgłaszać. Zaraz idę ogarnąć moją podstronę. Mam zamiar napisać jakieś opowiadanie, ale nw czy je udostępnię. Mimo wszystko UDANYCH WAKACJI :)
Do następnego.
Do następnego.
Świetny rozdział!
OdpowiedzUsuńSuper rozdział;)
OdpowiedzUsuńZapraszam do mnie http://my-life-and-1d.blogspot.com/
No powoli się rozkręca. Szczerze mówiąc wyobrażałam ich spotkanie trochę inaczej. Po trzech latach wpadną sobie w ramiona, pocałują i postanowią życ długo i szczęśliwie ale jak widac masz inny pomysł na tego bloga i to mi się podoba. Nie sądziłam że Lou postanowi odebrał Loren ja się pytam gdzie on był przez te trzy lata. I jeszcze jedno ma u mnie minusa za to co powiedział do Alice
OdpowiedzUsuńrobi się coraz ciekawiej :D
OdpowiedzUsuńsuper nie moge doczekać się nn :P
OdpowiedzUsuńSuper czekam na kolejny
OdpowiedzUsuńCo za emocje! ;)
OdpowiedzUsuńRozdział "git majonez". :3
Nie sądziłam, że Lou będzie aż tak podły i wygarnie Alice takie rzeczy... O.O
Super, że między Perrie a Alice jest już w porządku. ( tzn. ja to tak rozumuję )
Czekam nn, pozdrawiam i życzę dużo weny! ;D
Nie spodziewałam się tego po Lou....
OdpowiedzUsuńRozdział świetny ;)
Mam nadzieję że reszta 1D stanie po stronie Alice i nie pozwoli zabrać Louisowi jej dziecka...
Czekam na next!
<3
OdpowiedzUsuńKOcham to co piszesz :)
OdpowiedzUsuńZAJEBISTY ROZDZIAŁ <3
OdpowiedzUsuń:)
OdpowiedzUsuńczytam tego bloga i myślałam ze będzie już koniec jak sie spotkają ale masz bardzo dobre myślenie o nich i jak rozwinąć ich wątki pisz dalej zajebiste :)
OdpowiedzUsuńNo i co by tu napisać?
OdpowiedzUsuńHmm ....rozdział jak zawsze jest Ciekawy, Fantastyczny, Genialny i ogólnie ZAJEBISTY!
Zachowanie Louisa jest........okropne.! Jak on może tak się zachowywać, skoro rzekomo, ją kochał! Haha, dziwka, tak jak według Marty Alice to "dziwka" pomimo, że ma swoją firmę! Hahah.
Czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział i życzę Ci Bambi duuużo weny.
P.S. Zaczyna się rozjaśniać! Może niedługo będzie ciepło!
ale się porobiło O.o Super rozdział! :D
OdpowiedzUsuńBoski :)
OdpowiedzUsuńJak można być takim chamem jak Louis?! On nie może pozbawić Alice praw rodzicielskich! Ogh -.-
OdpowiedzUsuńTak w ogóle to rozdział super :)
Po pierwsze chciałam powiedzieć, że Twoje opowiadanie jest fenomenalne. Jesteś wielka! Hm, zachowanie Louisa jest straszne. No ja nie rozumiem jak można być takim podłym człowiekiem? Ta jasne, kochał ją.. Mhm, patrz bo uwierzę -,- Pozdrawiam kochana :*
OdpowiedzUsuńhttp://you-and-me-equals-we.blogspot.com/
Witaj,
OdpowiedzUsuńJeśli interesuje Cię pisanie "na poważnie", być może pragniesz wydać swoją pierwszą książkę, zapraszam do Klubu Młodych Pisarzy albo Klubu Kreatywnego Pisania. Więcej informacji tutaj: http://www.literaryartinstitute.com/
Pozdrawiam
Boskie <333 Dzięki za link na tt :*
OdpowiedzUsuńFajnie by było jakby jakimś sposobem Pezz się o tym dowiedziała (że Lou chce odebrać Alice dziecko) I by mu ładnie mówiąc nawtykała.
Pozdrawiam
Marzena :*
Ps. Zapraszam na swoje blogi :)
anita-jenifer-story-1d.blogspot.com
Hej :) Zostałaś nominowana do Libster Award, więcej informacji znajdziesz tu: http://we-can-never-be-together.blogspot.com/p/libster-award.html
OdpowiedzUsuńJej..cudniiy rozdział.
OdpowiedzUsuńPadne, bo kiedy kolejny? :)
ZAPRASZAM DO SIEBIE NA NOWY ROZDZIAŁ.;)
http://in-my-mind-i-cry-for-love.blogspot.com/
JEZU, TO JEST GENIALNE <3
OdpowiedzUsuńwpadłam dzisiaj na Twoje opowiadanie i muszę przyznać, że jest genialne! świetny pomysł :D chociaż nie do końca lubię 1D, po prostu mnie urzekło! przeczytałam wszystko na raz, a momentami po prostu chciało mi się płakać ;) piszesz świetne opisy :)
OdpowiedzUsuńDziękuję ;3
UsuńKurde a to dupek. Szntaż kurde i myśli że wszystko jest jego a jeszcze bawi w jakieś ciemne gierki i mafie albo coś... Czekam na nowy rozdzial a teraz oświadczam iż zostałaś nominowana do The Versatile Blogger. :) Pozdrawiam Xx
OdpowiedzUsuńhttp://chlopakizonedirection.blogspot.com/
Fajny ale krótki :)
OdpowiedzUsuń